Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/679

Ta strona została przepisana.

państwa Mouret. Widząc, że płomienie ogarnęły całość budynku, szepnął:
— Cała buda obróci się w perzynę!...
Koło państwa Rastoil zebrało się całe kółko znajomych. Ustawiono fotele w półkole po nad rynsztokiem i, siedząc wygodnie, patrzono na pożar, jak na widowisko. Państwo de Condamin mówili, że zaledwie doszli do domu, wracając z podprefektury, gdzie spędzili wieczór, gdy posłyszeli odgłos bębna alarmującego miasto. Pan de Bourdeu, pan Maffre, doktór Porquier, pan Delangre w towarzystwie kilku radców miejskich pośpieszyli na miejsce katastrofy. Wszyscy otaczali te biedne panie Rastoil, pocieszali je i uspakajali, witając się z okrzykami ubolewania nad wydarzeniem tak strasznem i niespodziewanem. Gwarzono, siedząc na garniturze mebli świeżo odnowionego salonu pani Rastoil, o kilkanaście kroków od pompy, dyszącej rytmicznie i zalewającej pożar palącego się domu, w którym pękały mury, i z trzaskiem waliły się beki, rozżarzone jak olbrzymie węgle.
— Mój drogi — spytała męża pani Rastoil czyś wziął mój zegarek?... Leżał na kominku wraz z łańcuszkiem.
— Tak. Mam go w kieszeni — odpowiedział prezydent, ocierając pot z nabrzękłej twarzy i chwiejąc się z nadmiaru wzruszenia. Mam także nasze srebra... Byłbym chciał wszystko wynieść,