żar. Pan Maffre był najmocniej przekonany, że wychodząc z domu, zamknął synów na dwa spusty w sypialni, gdzie zaraz mieli się położyć. Chwycił ich teraz za uszy i wiódł winowajców do siebie.
— A może byłoby najlepiej, gdybyśmy poszli spać? — zauważył pan de Bourdeu, coraz głębiej zapadając w przykre dumania o przyobiecanej posadzie prefekta.
Pan Péqueur des Saulaies wrócił przed chwilą i oświadczał, że jest gotowym na rozkazy pań, gdy spostrzegł pana Delangre, powracającego z próby podejścia do domu państwa Mouret od strony ogrodu. Podprefekt zbliżył się do niego i zaczęli z sobą mówić cicho, stanąwszy na boku. Mer musiał widzieć okropną jakąś scenę, albowiem przykładał sobie rękę do oczu, jakby chcąc zatrzeć widmo straszliwego jakiegoś obrazu. Panie posłyszały tylko, jak szepnął: „Przybyliśmy za późno... okropność... okropność...“ Lecz na stawiane pytania nie chciał rzec ani słowa.
— Tylko Delangre i de Bourdeu żałują księdza Faujas — szepnął pan de Condamin na ucho pani Paloque.
— Tak, bo mieli z nim różne niepokończone sprawy — odpowiedziała spokojnie. — Ale patrz pan na księdza Bourrette! Płacze szczerze jak dziecko!
Ksiądz Bourrette, który stał dotychczas w szeregu z innymi i podawał kubły w łańcuchu, zanosił się od płaczu. Był niepocieszony. Chciano go
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/687
Ta strona została skorygowana.