usadzić w fotelu pomiędzy paniami, lecz nie słyszał, co do niego mówiono, patrząc zmęczonemi od łez oczyma na dogorywające zgliszcza domu państwa Mouret.
Ksiądz Surin pokazał się tylko na chwilę, wysłuchał krążących opowiadań i pobiegł szybko z powrotem do pałacu biskupiego.
— Chodźmy spać — powtórzył ponownie pan de Bourdeu. — Nic nowego nie zobaczymy...
Całe towarzystwo powstało z miejsc. Rodzina Rastoil przyjęła zaproszenie na nocleg w domu państwa Paloque. Pani de Condamin ręką strzepywała fałdy swej wytwornej, paryzkiej sukni, która nieco się zgniotła. Odstawiono fotele do ściany i przez chwilę rozmawiano stojąc, przy wzajemnych pożegnalnych życzeniach dobrej i spokojnej nocy.
Pompa pracowała wciąż, chrapliwie sycząc i ziewając wodą gasnące ognisko. Dym coraz ciemniejszy tłukł się nizko pomiędzy zgliszczami a tłum rozchodził się zwolna, klapiąc nogami. Gdzieś wysoko, na dachu domostwa państwa Rastoil, strażak rąbał siekierą zatloną belkę.
— Wszystko skończone — pomyślał Macquart, stojąc na tem samem miejscu po drugiej stronie ulicy.
Chciał już odejść, ale zatrzymał się, by wysłuchać słów pana de Condamin, rozmawiającego z panią Paloque, która mu odpowiedziała:
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/688
Ta strona została skorygowana.