Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/82

Ta strona została przepisana.

wreszcie może też w chęci porównania, zaczął się przypatrywać ogrodowi podprefekta. Tu widok był zupełnie odmienny. W pośrodku ciągnął się wielki trawnik, równo przycięty i nieco falisty skutkiem umiejętnie przygotowanego gruntu. Wielkie klomby zielonych zawsze krzewów odbijały od jasnej zieloności trawy, wzdłuż murów zaś rosły olbrzymie drzewa, przeważnie kasztany, tworząc zbite masy jakby leśnej roślinności. Stosunkowo niewielki, ogród podprefektury miał wygląd parku, skrępowanego murami domów sąsiedniej.
Po dłuższej chwili milczenia, ksiądz Faujas szepnął jakby od niechcenia:
— Ta rozmaitość ogrodów jest bardzo miła dla oka... Ale czy pan widzi, że i w ogrodzie podprefektury jest kilka osób?...
Muuret spojrzawszy w tamtą stronę, rzekł:
— Tak jak zwykle w popołudniowych godzinach... osoby te należą do najbliższego kółka znajomych naszego podprefekta, pana Pequeur des Saulaies. Letnią porą też same osoby zbierają się wieczorami, dokoła sztucznej sadzawki, której nie możemy ztąd widzieć... Ale cóż to — spostrzegam pana de Condamin... no proszę...więc już wrócił ze swojej wycieczki. Pan de Condamin jest dozorcą wód i lasów naszego departamentu. Widzi go pan?.. To ten wysoki, piękny starzec, czerstwo i młodo na swe lata wyglądający. Można go często spotkać w naszem mieście lub w oko-