Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Pułk 106, dla dostania się na gościniec z Reims do Vouziers, przeszedł drogi poprzeczne, idąc przeszło godzinę przez ścierniska. W dole, ku północy, widziano śród drzew Béthiniville, gdzie jak mówiono, nocował cesarz. Gdy nakoniec wstąpiono na gościniec do Vouziers, rozpoczęły się snów wczorajsze płaszczyzny, piasczysta Szampania rozwijała swe biedne pola, rozpaczliwie jednostajne. Teraz Arna, nędzny strumyczek, płynęła po lewej ręce, po prawej zaś ziemia naga rozciągnęła się do nieskończoności swemi płaskiemi liniami na widnokręgu. Przechodzono wioski, Saint Clément, ze swą jedyną ulicą wężykowatą po obu stronach drogi; Saint-Pièrre, duże miasteczko bogaczów, którzy zabarykadowali swe drzwi i okna. O godzinie dziesiątej zatrzymano się na odpoczynek pod inną wsią, Saint-Etienne, gdzie żołnierze ku wielkiej swej radości znaleźli tytoń. Siódmy korpus podzielony był na kilka kolumn; pułk 106 szedł sam jeden, mając za sobą tylko batalion strzelców i artyleryę rezerwy; i Matrycy napróżno odwracał się na zagięciach drogi, by zobaczyć olbrzymi konwój pociągów, które go wczoraj tak interesowały; trzody gdzieś przeszły i widać było tylko toczące się działa, wyglądające na tej płaszczyznie nagiej, jak wielka szarańcza na swych wysokich łapach,
Za Saint-Etienne droga stała się szkaradną; droga podnosząca się coraz wyżej, wśród szerokich pól bezpłodnych, na których rosły tylko