Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

To też w gorączkowem oczekiwaniu, które wszystkimi ogarnęło, należał do rzędu tych, którzy niecierpliwie poglądali na drogę z Grand-Pré, biegnącą prosto w nieskończoność, między pięknemi drzewami. W dali, płaszczyzna się rozkładała szeroko, Aisna jak wstęga srebrna wiła się między wierzbami i lipami; a wzrok jego nieustannie zwracał się na drogę.
Około godziny 4-ej, nastąpiło nowe wzruszenie. Czwarty pułk huzarów powrócił, po długiem kołowaniu; poczęły obiegać opowiadania, rosnące co chwila o potyczkach z ułanami, co utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że bitwa jest nieuniknioną. W dwie godziny później przybyła nowa sztafeta, donosząca, że generał Bordas obawia się opuścić Grand-Pré, przekonany, że drogę do Vouzier ma odciętą. Skoro jednak sztafeta przybyła, świadczyło to, że tak nie było. Ale mogło się to stać każdej chwili i generał Dumont, dowodzący dywizyą, wyruszył natychmiast z pozostałą mu brygadą dla wyswobodzenia brygady gen. Bordas. Słońce kryło się za Vouziers, którego linie dachów rysowały się czarno na wielkim obłoku czerwonym. Przez długi czas widać było brygadę posuwającą się śród drzew, i niknącą nakoniec w wzmagających się ciemnościach.
Pułkownik de Vineuil przyszedł zobaczyć, czy pułk jego dobrą zajmuje na noc pozycyę. Zdziwił się, że kapitan Beaudoin nie był na swem sta-