— Ależ na miłość Boską, jesteś pan synem Levasseura?
Poznał panią Combette, żonę aptekarza, którego sklep znajdował się na placu. I gdy jej powiedział, że idzie do pani Desroches prosić o dach i łóżko, silnie wzruszona pociągnęła go do siebie.
— Nie, nie, chodź pan do nas. Chcę panu powiedzieć...
I w aptece, gdy starannie drzwi zamknęła, zaczęła:
— Więc nie wiesz, mój chłopcze, że cesarz stanął u Desroches’ów... Zajęto dom dla niego, a właściciele nie są zadowoleni z tego zaszczytu, mogę zaręczyć. Biedna stara babcia, kobieta siedemdziesięcioletnia musiała odstąpić swego pokoju i pójść spać na strych, do łóżka służącej?... To wszystko co tam widzisz na placu należy do cesarza, to są jego pakunki, rozumiesz?
Jakoż Maurycy teraz sobie przypomniał te powozy i furgony, cały ten orszak przepyszny domu cesarskiego, jaki widział w Reims.
— Ach mój chłopcze, żebyś wiedział, czego oni nie wydobyli z tych wozów, ile talerzy srebrnych i butelek wina, ile koszyków z żywnością i pięknej bielizny stołowej, wszystkiego! Przez dwie godziny tem tylko się zajmowali. Ciekawa jestem, gdzie oni to wszystko pomieszczą, gdyż dom jest mały... Patrz, patrz! rozpalili ogień w kuchni!
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.