Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poproś twego Pana Boga, żeby nam przysłał po parę kiełbasek, i po buteleczce wina dla każdego.
— Ach, żeby przynajmniej mieć po bochenku chleba! — westchnął Lapoulle, któremu głód dokuczał więcej niż innym, ze względu na olbrzymi, jaki miał zawsze apetyt.
Ale porucznik Rochas kazał im milczeć. Czyż to nie wstyd myśleć ciągle o swym żołądku! On sam poprzestaje na tem, że ściska pasek od spodni. Od chwili gdy rzeczy szły coraz gorzej, i gdy od czasu do czasu dawały się słyszeć strzały, odzyskał całą swą ufność upartą. Ponieważ teraz są już tam prusacy, więc poprostu trzeba iść i potłuc to tałałajstwo! Ruszał ramionami, stojąc za kapitanem Beaudoin, młodzieńcem, jak go nazywał, który był w rozpaczy z powodu utraty swych bagaży, gryzł wargi a twarz miał bladą. Mniejsza o jedzenie, ale nie mieć koszuli na zmianę, to było nad jego siły!
Maurycy zbudził się osłabiony i rozgorączkowany. Wprawdzie nogi, dzięki wygodnym butom, nie zaogniły się wcale, ale ulewa wczorajsza, od której płaszcz jego stał się ciężkim, nie dobrze na jego zdrowie wpłynęła. Wysłany po wodę dla przygotowania kawy, patrzał na płaszczyznę, na jednym z brzegów której położone jest Boul-aux-Bois. Lasy szarzały na wschodzie a na północy wzgórze się ciągnęło aż do Belleville; zato ku Buzancy, na zachodzie szerokie