— Ma pozwolenie od pułkownika, panie poruczniku! — uważał za stosowne wtrącić się Jan i całą rzecz wytłomaczyć.
Rochas wzruszył gniewnie ramionami i nie rzekłszy ani słowa, puścił się wzdłuż namiotów, czekając na gaszenie ogni, podczas gdy Jan zmęczony marszem całodziennym, usiadł niedaleko Maurycego. Rozmowa tego ostatniego dochodziła mu do uszów niby brzęczenie, którego nie słuchał, zajęty swemi ponuremi myślami, co z trudnością wywijały mu się z ciężkiej i tępej jego głowy.
Maurycy był za wojną, uważał ją za konieczną, a nawet potrzebną dla istnienia narodów. Nabył takiego przekonania od chwili gdy się przejął ideami rozwoju, tą teoryą ewolucyi, która roznamiętniała ówczesną młodzież inteligentną. Czyż życie wreszcie nie jest wojną wszystkich przeciw wszystkim? czyż zasadą natury nie jest walka ciągła, zwycięztwo najsilniejszego, wzmocnienie siły przez działanie, odradzające się życie młode na łonie śmierci? I przypomniał sobie to wielkie uniesienie, które nim owładnęło, gdy dla odkupienia swych występków, przyszła mu myśl zostania żołnierzem, walczenia na granicy kraju. Być może, że Francya plebiscytu, oddając się całkowicie cesarzowi, nie chciała wojny. On sam, nie dalej jak przed tygodniem, uważał ją za głupstwo i za zbrodnię. Rozprawiano długo o tej kandydaturze księcia niemieckiego
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.