przyszło do skutku, gdyby wujem Gilberty nie był pułkownik de Vineuil, mający wkrótce zostać generałem.
Tego rana, Delaherche, dowiedziawszy się, że armia ma przejść Mozę, pojechał ze swym buchalterem Weissem w kabryolecie, o czem ojciec Fouchard mówił Maurycemu; wysoki, płci śniadej o nosie dużym i wargach grubych, był on usposobienia wylanego, miał tę wesołą ciekawość mieszczanina francuskiego, który lubi piękne przemarsze wojsk. Dowiedziawszy się od aptekarza z Mouzon, że cesarz zatrzymał się na folwarku Baybel, pojechał tam, widział go, o mało nawet nie rozmawiał z nim, o czem nie przestawał opowiadać od swego powrotu. Ale cóż za straszny był ten powrót, wśród popłochu z Beaumont, przez drogi natłoczone zbiegami! Najmniej ze dwadzieścia razy kabryolet o mało nie wywrócił się do rowu! Obaj panowie wrócili dopiero w nocy, wśród wszelkiego rodzaju przeszkód. I ta wycieczka zrobiona dla przyjemności, ta armia, której Delaherche chciał się przypatrzyć, porwała go ze sobą w szalonym biegu ucieczki, cała ta historya nieprzewidziana i tragiczna, przeraziła go, tak że ciągle powtarzał jadąc:
— A ja myślałem, że oni idą na Verdun i chciałem ich widzieć!... Ano widziałem ich i myślę, że będziemy ich mieli w Sedanie do syta!
O godzinie piątej rano, obudzony przez szum podobny do wzbierającej fali, jaki sprawiał kor-
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.