tam, pod wałami; że korpus 1 szy rozciąga się od lasu Garenne aż do wsi Moncelle; że 12-ty z tamtej strony miasta, zajmuje Bazeilles. I wszystko spało, powolne tchnienie przechodziło od pierwszego do ostatniego namiotu, wśród nieokreślonych, mętnych ciemności. Potem, zdala, dobiegał do niego jakiś inny szmer, pojawiający się od czasu do czasu, niby brzęczenie niezdecydowane, coś niby niknący tentent jazdy, głuchy turkot dział, ciężki pochód ludzi; gdzieś na wyżynach czarnego mrowiska ludzkiego, odbywało się owładnięcie, otoczenie, którego nawet noc zatrzymać nie mogła. A tam w dali, gasły nagle jakieś ognie, rozlegały się czasami krzyki odosobnione, niepokój rosnący ciągle, napełniający sobą tę noc ostatnią przed strasznym dniem jutrzejszym.
Maurycy, macając, napotkał rękę Jana i schwycił ją. Teraz dopiero uspokojony zasnął. I w ciszy nocnej rozlegał się tylko głos zegaru w Sedanie, bijącego kolejno godziny.