Rubicourt, Pourru-aux Bois, Foancheval, Villers-Cernay, aż do Chapelle, tuż przy granicy. W około ziemia do niego należała, popychał według swej woli dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi i osiemset dział swych armij, obejmował jednem spojrzeniem ich pochód zdobywczy. Z jednej strony, korpus XI-ty już posuwał się ku Saint-Menges; korpus V-ty był w Vrignes-aux-Bois a dywizya wirtemberska oczekiwała przy Donchery; z drugiej strony, jeżeli mu zasłaniały widok drzewa i pagórki, to odgadywał ruch, widział korpus XII-ty wdzierający się do lasu Chevalier, wiedział że gwardya doszła do Villers-Cernay. Były to ramiona kleszczy, armia następcy tronu pruskiego na lewo, armia następcy tronu saskiego na prawo, które zamykały się ruchem nieprzepartym, a dwa korpusy bawarskie tłoczyły się na Bazeilles.
U stóp króla Wilhelma, od Remilly do Frenois, szereg nieprzerwany bateryj grzmiał nieustannie, obsypując pociskami Moncelle i Daigny, przelatując przez Sedan, zamiatając płaskowzgórze północne. Była zaledwie ósma godzina i czekał na nieunikniony rezultat bitwy, z oczyma na olbrzymiej szachownicy, zajęty kierownictwem tego pyłu ludzi, uszykowaniem tych kilku punktów czarnych, ginących wśród wiekuistej i śmiejącej się natury.
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.