Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

Z początku oblał go pot zimny, jakieś bolesne omdlenie w krzyżu i żołądku, jakaś nieprzeparta potrzeba powstania i ucieczki z krzykiem. Bezwątpienia był to skutek rozmyślania, jak się to przytrafia naturom uszlachetnionym i nerwowym. Ale Jan, który miał na niego oko, schwycił go silną dłonią, przytrzymał przy sobie, czytając w jego drżących oczach ten tchórzowski kryzys. Klął po cichu, starając się go zawstydzić w słowach gwałtownych, gdyż wiedział, że w człowieku można wzbudzić odwagę tylko potężnem kopnięciem nogi. Inni także dygotali; Pache z oczami pełnemi łez, jęczał skargi mimowolne i słodkie, niby dziecko. Lapoulle’owi przytrafił się wypadek, takie zaburzenie w kiszkach, że się obnażył wprzód nim mógł dobiedz do sąsiednich krzaków. Drwiono z niego, rzucano kamykami w jego nagość, wystawioną na kule i pociski. Wielu innych uległo temu losowi i zadość sobie czynili wśród powszechnych żartów, które dodawały otuchy wszystkim.
— Ach, ty niegodziwy tchórzu — mówił Jan do Maurycego — przecież nie rozchorujesz się tak jak inni. Własną ręką za łeb cię schwycę, jeżeli nie zachowasz się jak należy.
Dodawał mu odwagi tem łajaniem, gdy nagle, na czterysta metrów przed nimi, spostrzegli kilkunastu ludzi, ubranych w ciemne mundury, wychylających się z lasku. Byli to nakoniec prusacy, których hełmy ostro zakończone widać było do-