Ale Gilberta zamknęła jej usta pieszczotliwym ruchem.
— Och, moja droga, przecież inaczej nie mogłam zrobić, zresztą to raz ostatni... wiesz, że wolałabym umrzeć teraz, niż zdradzić mego nowego męża.
Nie mówiły już teraz, leżąc w swych objęciach serdecznych a tak przecież różne od siebie. Słyszały bicie własnych serc, mogły prawie rozróżniać ich tętno odmienne, jedno oddane uciechom, rozkoszy, dzielące się — drugie pogrążone w jedynem poświęceniu, w milczącym heroizmie dusz silnych.
— A to naprawdę się biją! — zawoła wreszcie Gilberta. — Trzeba się prędko ubrać.
Od chwili gdy w pokoju zapanowało milczenie, huk wystrzałów zdawał się zwiększać. Wyskoczyła więc z łóżka, i nie chcąc wołać pokojówki, pozwoliła, że Henryeta dopomogła jej do ubierania się. Wdziała zaraz na siebie suknię, żeby być gotową na przyjęcie lub wyjście w razie potrzeby. Gdy kończyła się czesać, ktoś zapukał do drzwi i pobiegła otworzyć, poznając głos starszej pani Delaherche.
— Proszę, proszę, droga mamo, możesz wejść.
Ze zwykłem sobie rozstrzepaniem wprowadziła ją, nie zważając na to, że rękawiczki wojskowe pozostały na stoliczku. Napróżno Henryeta pośpiesznie je schwyciła i rzuciła za fotel — pani Delaherche musiała je spostrzedz, gdyż przez chwilę stała niema, jak gdyby nie mogła schwycić
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.