Maurycy począł się teraz zajmować tragarzami, ścigając ich wzrokiem wśród nierówności gruntu. Prawdopodobnie na końcu krzywej drogi, po za gęstwiną, musiał się znajdować ambulans, podający pierwszą pomoc, a którego ludzie przeszukiwali płaszczyznę. Nagle rozbito namiot i z wozu poczęto wyjmować konieczne przedmioty, sprzęty, naczynia, bieliznę, wszystko co jest potrzebne do pośpiesznego opatrunku, wprzód nim ranny zostanie przeniesiony do Sedanu, o tyle, o ile wystarczą wozy, których wkrótce miało zabraknąć. Byli tam tylko sami felczerzy. Tragarze dawali dowody bohaterstwa upartego i pozbawionego chwały. Widziano ich, jak ubrani szaro z krzyżem czerwonym na kaszkietach i fartuchach chodzili wolno i spokojnie wśród kul, zbierając poległych. Włóczyli się na czworakach, korzystali z każdego rowu, krzaka, z wszelkich nierówności gruntu, unikając bezpożytecznej śmierci. Dopiero, gdy znaleźli żołnierza leżącego, rozpoczynali swe ciężkie rzemiosło, gdyż wielu było zemdlonych i należało rozróżnić rannego od zabitego. Jedni leżeli twarzą do ziemi w kałuży krwi, dusząc się prawie; inni mieli usta pełne błota, gdyż z bólu gryźli ziemię; inni jeszcze leżeli w nieładzie, stosami, z rękami i nogami pokręconemi, z piersią na pół zgniecioną. Tragarze starannie ich wydobywali, zbierali tych, którzy jeszcze oddychali, prostując im członki, podnosząc głowy, które obcierali jak mogli najlepiej. Każdy
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/374
Ta strona została uwierzytelniona.