Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/389

Ta strona została uwierzytelniona.

dawano ognia, działa naprowadzano, i ta praca zdawała się tak dalece pochłaniać żołnierzy, że nic nie widzieli i nie słyszeli.
Ale na Maurycego robiła największe wrażenie postawa konduktorów, stojących o piętnaście metrów w tyle, nieruchomych na siodle, z twarzą zwróconą do nieprzyjaciela. Widać było Adolfa z jego szeroką piersią, z wielkiemi wąsami jasnemi na czerwonej twarzy, i w istocie trzeba było mieć nielada męztwo, by tak patrzeć na pociski lecące wprost, niemając przytem żadnego zajęcia, żadnej rozrywki. Obsługa, pracując, miała o czem myśleć, konduktorzy zaś, nieruchomi, patrzeli tylko śmierci w oczy, myśleć o niej musieli i czekać na nią. Kazano im stać twarzą do nieprzyjaciela, gdyby bowiem byli odeń odwróceni, nieprzeparta żądza ucieczki, byłaby wzięła górę tak w nich, jak i w koniach. Łatwiej stawia się czoło niebezpieczeństwu, gdy się je widzi. Jest to największe bohaterstwo i najmniej głośne.
Jeszcze jednemu człowiekowi granat urwał głowę, dwa konie od jaszczyka leżały z brzuchami rozprutemi, a ogień nieprzyjaciela trwał dalej tak morderczy, że całej bateryi groziło zdemontowanie, gdyby zajmowano dłużej tę samą pozycyę. Należało uniknąć tego ognia straszliwego, pomimo niebezpieczeństwa grożącego przy zmianie pozycyi. Kapitan nie wahał się ani chwili i rozkazał:
— Przyprzodkować działa!