Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.

W rzeczy samej, na tej drugiej pozycyi, w ciągu pięciu minut niepodobna było dłużej wytrzymać. Pociski padały z niemniejszą dokładnością. Granat strzaskał jedno działo, zabił porucznika i dwóch ludzi. Żaden strzał nie chybił, tak dalece, że gdyby uparcie tu stano, to wkrótce nie zostałoby ani jedno działo całe i nie byłoby ani jednego kanoniera. Było to zniszczenie zupełne.
Wówczas poraz wtóry rozległ się głos kapitana:
— Przyprzodkować działa!
Rozpoczął się znowu znany manewr, konduktorzy pognali, zakreślili półkole i obsługa działa przyprzodkowała. Ale tym razem, w czasie wykonywania tych ruchów, pękający granat przedziurawił szyję i urwał rękę Ludwikowi, który padł na armatę. Właśnie nadbiegł Adolf w chwili, gdy zaprzęg nieco skręcił, rozległ się straszliwy huk, wywrócił kilka koziołków, i padł z piersią przeszytą, z ręką rozwartą. W ostatnim ruchu konwulsyjnym, schwycił Ludwika i tak pozostali w uścisku, straszliwie pogięci, zaślubieni nawet po śmierci.
Jednakże pomimo zabitych koni, pomimo nieporządku, jaki morderczy granat wywołał śród szeregów, cała baterya wjechała na wzgórze, umieściła się nieco naprzód, o kilka metrów od miejsca gdzie Maurycy i Jan leżeli. Po raz trzeci działa zostały odprzodkowane, konduktorzy stanęli twarzą do nieprzyjaciela, podczas gdy ka-