Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/405

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby Maurycy przed godziną nie był zjadł kęska chleba pod kulami, nigdyby nie miał był siły spełnienia tego, co zrobił wtedy. Później nie mógł sobie przypomnieć, jak się to wszystko odbyło. Prawdopodobnie zarzucił sobie Jana na plecy, wlókł się, zatrzymując się dla oddechu co kilka kroków, wśród rżyska i zarośli, potykając się o każdy kamień, powstając niekiedy na nogi. Nieprzezwyciężona wola dodawała mu sił takich, że mógł poruszyć skałę. Po za nizkim murem znalazł Rochasa i kilku żołnierzy plutonu, strzelających ciągle, broniących sztandaru, który podchorąży trzymał pod pachą.
W razie niepowodzenia, korpusy armii nie miały wskazanej żadnej linii odwrotu. Wśród powszechnego braku przezorności i przy ogólnem zamieszaniu, każdy generał działał według swego widzimisię, i wszyscy w tej chwili byli odrzuceni na Sedan, pod straszliwym naciskiem zwycięzkiej armii niemieckiej. Druga dywizya korpusu siódmego cofała się w dość dobrym porządku, podczas, gdy szczątki innych dywizyj, zmieszane z pierwszym korpusem, toczyły się już ku miastu wśród nieopisanego zamętu, istny potok wściekłości i zdumienia pędzący ludzi i zwierzęta.
Ale w tej chwili Maurycy spostrzegł z radością, że Jan otwiera oczy; pobiegłszy do sąsiedniego strumienia po wodę dla obmycia mu twarzy, spostrzegł z nadzwyczajnem zdziwieniem, w głębi samotnej niziny, osłoniętej przez spadzi-