Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy chcesz pan serwety?
— Nie! nie! to za mało... Prześcieradło, choć połowę prześcieradła.
Róża pobiegła do szafy.
— Nie mam prześcieradła rozciętego, ani płótna białego! nie wiem na co panu potrzeba... ale, otóż, może dać panu obru s?
— Obrus? doskonale, tego trzeba.
I dodał odchodząc:
— Mają z tego zrobić chorągiew, którą wywieszą na cytadeli, żądając pokoju.. Dziękuję pannie.
Delaherche mimowoli uczuł radość. Nakoniec będzie spokojny. Potem zdawało mu się, że ta radość jest niepatryotyczną, więc ją zdusił w sobie. Ale serce uczuło ulgę i patrzał jak jakiś pułkownik wraz z kapitanem, w towarzystwie sierżanta, wyszli szybko z Podprefektury. Pułkownik niósł pod pachą obrus zwinięty Przyszła mu myśl iść za nimi, pożegnał więc Różę, bardzo dumną z tego, że dostarczyła potrzebnej bielizny. Druga godzina właśnie biła.
Przed ratuszem Delaherche został potrącony przez natłok żołnierzy uciekających, którzy szli od strony przedmieścia Cassine. Stracił z oczów pułkownika i zrzekł się widoku zawieszania białej chorągwi. Prawdopodobnie nie puszczonoby go do Donjon, a przytem słysząc, opowiadanie, że granaty padają na Kolegium, zaniepokoił się znowu mocno, iż może już jego fabryka stoi w pło-