Wreszcie jakiś pułkownik oświadczył, że ją widział przez chwilę, jak ją podniesiono i znów spuszczono. To można sobie było wytłomaczyć tem że albo niemcy nie widzieli jej wcale, albo ujrzawszy ją pojawiającą się i znikającą, zwiększyli swój ogień, pewni, że konanie się zbliża. Obiegała nawet pogłoska, że jakiś jenerał, spostrzegłszy białą chorągiew, wpadł w gniew szalony, zerwał ją własną ręką, połamał drzewce, podarł płótno. A baterye pruskie strzelały ciągle, pociski padały na dachy i ulice, domy gorzały, jakiejś kobiecie granat strzaskał głowę na placu Tureniusza.
W Podprefekturze Delacherche nie zastał Róży w mieszkaniu odźwiernego. Wszystkie drzwi były poroztwierane, ucieczka się poczynała. Wszedł więc na górę, potykając się o ludzi zmięszanych, a nikt go o nic nie zapytał. Na pierwszem piętrze, gdy się wahał gdzie ma iść, spotkał się z Różą.
— Och panie Delacherche! źle!.. O! spójrz pan prędko, jeśli chcesz zobaczyć cesarza.
Jakoż z lewej strony, drzwi źle zamknięte, uchyliły się, i widać było cesarza, chodzącego swym krokiem chwiejnym od kominka do okna. Chodził ciągle, nie zatrzymując się ani na chwilę, pomimo nieznośnych cierpień.
Jeden z adjutantów, ten sam, który tak źle drzwi zamknął, wszedł do pokoju i słychać było
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/433
Ta strona została uwierzytelniona.