Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/440

Ta strona została uwierzytelniona.

rychtowali działa o trzysta metrów od bram miasta. I inne baterye, na lewym brzegu, ustawione w Pont-Mangis, w Noyers, Frenois, Wadelincourt, strzelając bez przerwy od dwunastu blizko godzin, grzmiały coraz głośniej, uzupełniały nieprzerwany łańcuch ognia, aż prawie u stóp królewskich. Ale król Wilhelm, znużony, opuścił na chwilę swą lornetkę i patrzał gołem okiem. Słońce, zachodząc, zniżało się ku lasowi, tonęło w błękicie czystym i bez plam. Całe obszerne pole było złote od tego słońca, skąpane w blasku tak przejrzystym, że najdrobniejsze przedmioty rysowały się z przedziwną wyrazistością. Rozróżniał domy w Sedanie, z drobnemi ramami czarnemi okien, wały, fortece, ten system skomplikowany obrony, którego kształty odbijały się żywemi rysami. Dokoła, śród niw, leżały rozrzucone wioski, świeże i błyszczące, podobne do domków w zabawie dziecięcej; Donchery na lewo, na brzegu płaszczyzny, Douzy i Carignan ńa prawo, wśród łąk. Zdawało się, że można policzyć drzewa lasu Ardeńskiego, którego morze zieleni szumiało aż gdzieś ku granicy. Moza ze swemi leniwemi zagięciami, pod tem światłem olśniewającem, podobna była do złota. A walka zacięta, zlana krwią, zmieniała się w delikatne malowidło, widziana z tej wyżyny, przy pożegnalnym blasku słonecznym; jeźdźcy zabici, konie z rozprutemi brzuchami zaścielały płaszczyznę Floing wesołemi plamami; na prawo, od strony Givonny, ostatnie starcie odwrotu bawiło