Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/474

Ta strona została uwierzytelniona.

Henryety. Prócz tego, odwróciwszy się, ujrzał na dywanie, owiniętego w kołdrę, innego żołnierza, Jana, którego widział był przed bitwą. Obadwaj, wycieńczeni, leżeli jak umarli. Nie zatrzymał się tutaj, poszedł do pokoju sąsiedniego, w którym sypiała jego żona. Paliła się tam na stole lampa, wśród głębokiej ciszy. Gilberta zupełnie ubrana spała w poprzek łóżka, w obawie zapewne jakiej katastrofy. Spokojna, spała, gdy obok niej, siedząc na krześle, z głową opartą o brzeg materaca, Henryeta drzemała snem pełnym marzeń, z wielkiemi łzami pod powieką. Przez chwilę patrzał na nie, mając ochotę zbudzić młodą kobietę, dla wywiedzenia się, co się z nią działo. Czy była w Bazeilles? A może, da mu jaką wiadomość o jego farbiarni? Ale powodowany litością dał pokój, począł się już cofać, gdy na progu zjawiła się, milcząc, jego matka i dała mu znak, by poszedł za nią.
Przechodząc przez pokój jadalny, wyraził swe zdziwienie:
— Jakto, matko, nie położyłaś się wcale?
Zaprzeczyła temu najprzód potrząśnieniem głowy, a potem dodała półgłosem:
— Nie mogę spać, usiadłam w fotelu przy pułkowniku... Ma silną bardzo gorączkę, budzi się co chwila i zadaje mi pytania... Nie wiem, jak mu odpowiadać. Zobacz się z nim.
Pan de Vineuil znów zasnął. Zaledwie można było rozróżnić na poduszce jego twarz długą,