— Jakto, został?
— A tak, myślę, że prusacy go sprzątnęli... Widziałem go na pół leżącego na armacie, z głową do góry, z dziurą pod sercem.
Zapanowało milczenie. Sylwina strasznie pobladła, a ojciec Fouchard, zmieniony, postawił na stole szklankę wypróżnioną.
— Czy jesteś tego pewnym? spytała głosem stłumionym.
— Do licha! jak najpewniejszym, widziałem przecież własnemi oczami... Było to na małem wzgórzu, obok trzech drzew i zdaje mi się, żebym tam trafił z zamkniętemi oczami.
W niej, jakby coś się zawaliło. Ten chłopiec, który z nią się związał przyrzeczeniem, którego miała zaślubić, jak tylko wyjdzie z wojska po skończonej wojnie, został zabity i leżał tam z raną pod sercem! Nigdy nie przypuszczała, żeby go tak mocno kochała, by tak dalece potrzeba zobaczenia go znowu, posiadania go mimo wszystko, nawet pogrzebanego, wytrącała ją z obrębu zwykłych uczuć. Postawiła szybko na podłodze Karolka i zawołała:
— Dobrze, ale nie uwierzę temu, dopóki sama nie zobaczę... Skoro wiesz gdzie to jest, musisz mię tam zaprowadzić. I jeżeli to jest prawdą, jeżeli go odnajdziemy, przyniesiemy go tutaj!...
Łzy ją dusiły, oparła się o stół, wstrząsana łkaniem, podczas gdy malec, zdumiony niezwy-
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/509
Ta strona została uwierzytelniona.