miejsca, w którem dywizya Margueritte wykonała szarżę. Ranny zrobił ruch niewyraźny; tak, to tutaj, nieco na lewo, należy przejść tylko obszerne pole z koniczyną. Sylwina, usłyszawszy tę wiadomość, chciała zaraz jechać. Zawołała przechodzącego infirmera, zajętego zbieraniem trupów, by niósł pomoc ranionym. Chwyciła już osła za cugle i ciągnęła go po ślizkiej ziemi, z pośpiechem, by jak najprędzej przebyć pole z koniczyną. Nagle Prosper zatrzymał się.
— To powinno być tutaj! Patrz, na prawo trzy drzewa... Widzisz ślady kół? Tam jest jaszczyk strzaskany... Przecie, znaleźliśmy!
Sylwina, drżąc, rzuciła się naprzód i poczęła przypatrywać się twarzom dwóch poległych artylerzystów, leżących na skraju drogi.
— Niema go! niema go!... Źleś widział... Tak! tak; mylisz się, widocznie się mylisz!
Powoli jednak nadzieja szalona, radość na pół nieprzytomna poczęła ją ogarniać.
— A jeżeliś się omylił, jeżeli on żyje! I zapewne żyje, kiedy go tu niema?!...
Nagle wydała krzyk głuchy. Odwróciła się właśnie i znalazła się na tem samem miejscu, gdzie stała baryera. Był to widok straszny; ziemia była popękaną jak w czasie trzęsienia, dokoła leżały najrozmaitsze szczątki, trupy w najróżnorodniejszych pozach, niekiedy okropnych, z rękami powyginanemi, nogami rozłożonemi, głowami odrzuconemi, z ustami szeroko rozwartemi,
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/529
Ta strona została uwierzytelniona.