Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/602

Ta strona została uwierzytelniona.

owsa, chodzącą koło niego z zajęciem nieskończonej dobroci.
W pierwszych dniach chory miał tak silną gorączkę, że Henryeta nie opuszczała go ani na chwilę. Co rano doktór Dalichamp w przejeździe wstępował tutaj, pod pozorem, że ją zabiera ze sobą do szpitala; egzaminował Jana, opatrywał. Kula, strzaskawszy goleń, wyszła z drugiej strony; dziwił się złemu wyglądowi rany, lękał się by jaki odłamek kości, którego sondą nie mógł odszukać, nie zmusił go do przepiłowania goleni. Mówił o tem z Janem; ale ten na myśl, że może zostać kulawym, oburzał się. Nie! nie! woli umrzeć, niż zostać kaleką. To też doktór, obserwując bacznie ranę, opatrywał ją szarpiami nasyconemi oliwą i karbolem, założywszy w głębi rany dreny, rurkę kauczukową, dla odciągania ropy. Ostrzegł go jednak, że jeżeli się nie zgadza na operacyę, to wyzdrowienie może trwać długo. W drugim tygodniu jednak, febra się zmniejszyła, stan ogólny znacznie się polepszył, dzięki temu, że chory się wcale nie poruszał.
Teraz poufałość między Janem i Henryetą przybrała formy regularne. Przyzwyczaili się do siebie, zdawało im się, że zawsze tak żyli, że zawsze powinni być przyjaciołmi. Wszystek czas, jaki jej pozostawał od zajęć szpitalnych, przepędzała przy nim, czuwała, by pił, by jadł regularnie, pomagała mu się odwrócić na łóżku, z siłą, jakiej nigdy nie można się było spodziewać w jej