trzykroć sto tysięcy karabinów, przeszło pięćset dział, i z największą pewnością przygotowuje im miłą niespodziankę!
Henryeta potrząsała głową, zgadzała się na jego zdania, nie chcąc go bardziej zasmucać. Gubiła się ona wśród tych olbrzymich ruchów wojsk; ale czuła nieuniknioną klęskę. Głos jej był zawsze czysty, byłaby w ten sposób czytała całemi godzinami, szczęśliwa, że go mogła czemś zająć. Niekiedy, przy opisie jakiej rzezi, jąkała się, z oczami zalanemi łzami. Zapewne myślała o swym mężu rozstrzelanym, kopniętym nogą przez oficera bawarskiego i rzuconym pod mur.
— Jeżeli to pani przykrość sprawia — mówił Jan zdziwiony — to nie czytaj opisu bitew.
Ale ona zaraz rozpoczynała, łagodna, mięka.
— Nie, nie, daruj pan, zapewniam cię, że mi to sprawia przyjemność.
Pewnego wieczoru, w pierwszych dniach października, gdy silny wiatr wył na dworze, Henryeta powróciła ze szpitala, weszła do pokoju bardzo wzruszona, mówiąc:
— List od Maurycego! doktór mi oddał.
Co rano oboje bardzo się niepokoili, że młody człowiek nie dawał żadnego znaku życia, a nadewszystko, gdy od tygodnia obiegała pogłoska o zupełnem osaczeniu Paryża, stracili wszelką nadzieję otrzymania wiadomości, byli niespokojni, o to, co się stało z Maurycym od czasu, gdy opuścił Rouen. Teraz milczenie jego zrozumieli, list
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/609
Ta strona została uwierzytelniona.