Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/612

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale potrząsał głową; zawsze, gdy był chłopcem słyszał wiele złego o Rzeczypospolitej. A przytem, wobec nieprzyjaciela nie wydawało mu się to dobrem, nie podobała mu się niezgoda. Wprawdzie trzeba było, żeby coś stanęło na miejsce cesarstwa, które zgniło i którego nikt nie chciał.
Henryeta skończyła list, który w ostatku zapowiadał zbliżanie się niemców. Dnia 13, w tej samej prawie chwili, w której delegacya rządu obrony narodowej, instalowała się w Tours, widziano ich, na wschód od Paryża, w Creteil i Joinville le-Pont. Ale dnia 18, rano, kiedy list był pisany, Maurycy nie wierzył jeszcze w możliwość osaczenia zupełnego Paryża, pełen był nadziei i uważał oblężenie za usiłowanie nierozsądne i ryzykowne, które upadnie w ciągu trzech tygodni; liczył na armię sukursową, którą prowincya z pewnością wyśle, nie mówiąc już nic o armii w Metzu, idącej już na Verdun i Reims. A jednak pierścień pasa żelaznego spoił się, otoczył Paryż; i Paryż odcięty od świata, stał się olbrzymiem więzieniem dwóch milionów ludzi, żyjących w śmiertelnem milczeniu.
— Ach, mój Boże! — szepnęła Henryeta udręczona — ileż to czasu potrwa i czy go kiedy zobaczymy!
Poryw wichru zgiął drzewa w dali, i zatrząsł staremi wiązaniami domu. Jeżeli zima będzie ostrą, ileż cierpień dla biednych żołnierzy, bez ognia, bez chleba, bijących się w śniegu!