Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/667

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszczc bardzo słaby, ona upierała się, by zaczekał jeszcze parę tygodni, sama ogarnięta przez smutek wobec blizkiej konieczności rozstania się. W chwili aresztowania ojca Fouchard, Jan zdołał wymknąć się, ukryty w głębi stajni, ale czyż nie groziło mu niebezpieczeństwo, że może być lada dzień schwytany w razie nowej rewizyi? Prócz tego drżała o los wuja. Postanowiła więc pójść pewnego poranku do Sedanu, zobaczyć się z Delaherche’ami, u których, jak mówiono, stał na kwaterze oficer pruski, bardzo wiele znaczący śród swoich.
— Sylwino — rzekła odjeżdżając — doglądaj starannie naszego chorego, dawaj mu rosół w południe, a lekarstwo o czwartej godzinie.
Służąca, przyzwyczajona do swych obowiązków stała się dziewczyną odważną i uległą, kierującą całem teraz gospodarstwem folwarcznem w nieobecności pana, a Karolek skakał i śmiał się koło niej.
— Nie lękaj się pani, nic mu nie zabraknie. Jestem tu od tego, by go pielęgnować.

VI.

W Sedanie, przy ulicy Maqua, u Delaherche’ów, życie przybrało zwykłe formy po strasznych wstrząśnięciach bitwy i kapitulacyi; i przeszło od czterech miesięcy, dzień upływał za dniem pod ponurym uciskiem pruskiego najazdu.