Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/711

Ta strona została uwierzytelniona.

gwardyą narodową, i nazajutrz, gdy powrócił, przesadzał jej waleczność. W rzeczy samej, gwardya narodowa mężnie stawała. Czyż więc porażki nie są wynikiem głupoty i zdrady wodzów? Na ulicy Rivoli spotkał tłum krzyczący: „Precz z Trochu! niech żyje komuna!“ Było to przebudzenie się namiętności rewolucyjnej, nowy powiew opinii, tak niepokojący, że rząd Obrony narodowej, niechcąc upaść, zmusił generała Trochu do podania się do dymisyi, i zastąpił go generałem Vinoy. Tegoż dnia na zgromadzeniu publicznem w Belleville, Maurycy, przyszedłszy tam, usłyszał domagania się, by jeszcze raz uderzono na prusaków masą. Pomysł był szalony, wiedział o tem, a mimo to serce mu biło na widok tej upartej żądzy zwycięztwa. Gdy wszystko przepadło, czemu nie pokusić się o cud? Przez całą noc o tem marzył.
Upłynął długi tydzień. Paryż konał bez skargi. Sklepy były zamknięte, rzadcy przechodnie nie napotykali dorożek na ulicach pustych. Zjedzono czterdzieści tysięcy koni, płacono już teraz bardzo drogo psy, koty i szczury. Gdy zabrakło zboża, pieczono chleb z ryżu i owsa, nieco czarny, klejowaty i niestrawny; i chcąc otrzymać wyznaczone na osobę trzysta gramów, nieskończone łańcuchy, tworzone przed piekarniami, męczyły śmiertelnie. Ach te bolesne epizody oblężenia, te biedne kobiety dygoczące pod deszczem, z nogami w błocie zmarzniętem, cała nędza boha-