Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/738

Ta strona została uwierzytelniona.

mienie. Oddawna stracił już z oczów Chauteau, który uciekł przed kulami. Z pomiędzy towarzyszów Maurycego, najzawziętsi wymykali się jeden za drugim, przestraszeni wieścią, że mogą być lada chwila otoczeni. W końcu został sam, wyciągnięty między dwoma workami z piaskiem, i strzelał ciągle, gdy żołnierze, przedostawszy się przez podwórza i ogrody, wydostali się przez jakiś dom na ulicy Bac i rzucili się naprzód.
Maurycy w zapale tej walki ostatniej, od dwóch dni, nie pomyślał o Janie. I Jan także, od chwili gdy wszedł do Paryża ze swym pułkiem, którym wzmocniono dywizyę Bruat, nie pamiętał wcale o Maurycym. Wczoraj strzelał na polu Marsowem i na stoku Inwalidów. Dziś dopiero koło południa opuścił Palais Bourbon, by zdobyć okoliczne barykady, aż do ulicy Saints-Pères. Tak spokojny zwykle, powoli wpadł w rozdrażnienie w tej wojnie bratobójczej, wśród towarzyszów, którzy gorąco pragnęli spoczynku po tylu trudach. Jeńcy, których odsyłano z Niemiec i wcielano do pułków, przybywali wcale nieoburzeni na Paryż, ale opowiadania o okropnościach komuny rozdrażniły ich mocno. Co do Jana, to raniły one jego poczucie praw własności i porządku. Był on zawsze chłopem rozsądnym, pragnącym pokoju, żeby można znów pracować, zarabiać, obmyć się z krwi! Najbardziej ednak, wśród tego gniewu wzrastającego w nim ciągle, doprowadzały go do szaleństwa pożary.