przekonać się, czy nie możnaby go jeszcze ocalić.
— O! mój chłopcze, mój biedny chłopcze!
Gdy pociąg, przychodzący z Sedanu po licznych opóźnieniach, wjechał na dworzec w Saint-Denis koło godziny dziewiątej, żywa jasność czerwona, oblewała już niebo od południa, jak gdyby cały Paryż gorzał. W miarę jak noc zapadała, blask ten zwiększał się i powoli ogarniał cały horyzont, krwawiąc małe chmurki, ginące na zachodzie w głębi wzrastających ciemności.
Pierwsza Henryeta wyskoczyła z wagonu, zaniepokojona tym odblaskiem ognia, jaki podróżni zauważyli, przebywając czarne pola, przez okienka pędzącego pociągu. Przytem żołnierze pruscy, zajmujący dworzec kolei, zmuszali wszystkich do wysiadania, a dwóch z pomiędzy nich stojąc przy wyjściu, krzyczeli w chrapliwej francuzczyźnie:
— Paryż się pali... nie można jechać dalej, wszyscy wysiadać... Paryż się pali, Paryż się pali!
Henryetę ogarnął niepokój nadzwyczajny. Czyżby zapóźno przybywała? Maurycy nie odpowiadał na jej dwa ostatnie listy, niepokój jej w obec alarmujących wieści z Paryża tak się wzmógł, że postanowiła opuścić Remilly. Pobyt u wuja Fouchard stawał się z każdym miesiącem