Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/747

Ta strona została uwierzytelniona.

i zabrania swego majątku, choćby z pośrodka płomieni. Przy rogatce spotkano straż śpiącą, bryczka przejechała bez trudności, tym więcej, że jejmość kłamała, mówiła, że jedzie zabrać swą siostrzenicę, by razem mogły doglądać męża, ranionego przez wersalczyków. Największe przeszkody zaczęły się dopiero na ulicach, barykady zagradzały drogę co chwila, trzeba było ciągle okrążać. Nakoniec na bulwarze Poissonière, woźnica oświadczył, że dalej nie pojedzie. I obie kobiety musiały iść pieszo przez ulice Sentier, Jeûneurs i całą dzielnicę Giełdy. W miarę, jak się zbliżały do fortyfikacyj, łuna, paląca się na niebie, oblewała je jasnością dzienną. Teraz były zdziwione ciszą i pustką, panującą w tej części miasta, gdzie tylko dochodził odgłos dalekiej wrzawy. Od Giełdy jednakże poczęły padać strzały i musiały się przemykać wzdłuż murów. Na ulicy Richelieu, tęga jejmość, gdy zobaczyła swój sklep nienaruszonym, tak była tem ucieszona, że stanowczo zdecydowała się towarzyszyć Henryecie przez ulice Hasard, Św. Anny, aż do ulicy Orties. Federaliści, których bataliony zajmowały jeszcze ulicę św. Anny, na chwilę nie chcieli ich przepuścić. Nakoniec była godzina czwarta, dzień się prawie robił, gdy Henryeta zmęczona i wyczerpana, znalazła otwartym na oścież wielki dom na ulicy Orties. Przebiegłszy ciasne i ciemne schody, musiała w końcu wejść na drabinę, prowadzącą pod strych.