wzruszoną, jak skała. Raczyła jednak powiedziće na usprawiedliwienie:
— Rozumie pan, panie Froment, my nie możemy oświadczać się przeciw komukolwiek, musimy być dobrze ze wszystkimi, z powodu naszego handlu... Tylko, trzeba przyznać, że wszystkie pozory są przeciw panu Simonowi. Ten pociąg, na który miał się spóźnić, bilet, porzucony na dworcu, sześć kilometrów powrotnej podróży pieszo, podczas której nie spotkał nikogo... A potem, proszę pana, panna Rouzaire wybornie słyszała hałas o dwadzieścia minut przed jedenastą, kiedy on dowodzi, że wrócił o godzinę później. Proszę mi także wytłómaczyć, dlaczego pan Mignot musiał się budzić około godziny ósmej, kiedy on zwykle wstaje tak wcześnie... Może się zresztą usprawiedliwi, miejmy nadzieję.
Mąrek powstrzymał jej mowę ruchem ręki. Przeraził się, bo recytowała artykuł, wyczytany w „Le Petit Beaumontais“. Objął wzrokiem obie kobiety: jedna bezmyślnie uparta, druga drżąca. Przejął go także dreszcz wobec ich nagłego kłamstwa, które mogło pociągnąć za sobą poważne skutki. Pobiegł szybko do Simona.
Przed drzwiami, strzeżonemi przez dwóch polcyantów, stał zamknięty powóz. Mimo surowego zakazu, zdołał Marek wejść do domu. Dwóch innych policyantów pilnowało Simona w sali szkolnej a komisarz policyi, który przyszedł z rozkazem aresztowania, podpisanym przez sędziego śledczego
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/113
Ta strona została przepisana.