Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/121

Ta strona została przepisana.
III.

Odtąd nie mówiono już wcale o sprawie Simona w małym domku staruszki. Unikano najmniejszej wzmianki, aby nie wywoływać nieprzyjemnych sporów. Przy stole rozmawiano o pogodzie, jakby się oddalano o sto mil od Maillebois, gdzie wrzały namiętności, szalała taka burza kłótni, że najstarsi przyjaciele, nawet krewni dochodzili do wzajemnych pogróżek i bójki. A Marek obojętny i niemy w domu rodziny Genowefy, był jednym z najgorętszych rzeczników prawdy i sprawiedliwości.
Kiedy uwięziono Simona, Marek namówił jego żonę, aby zaraz wieczorem schroniła się z dziećmi do swych rodziców, Lehmanów, którzy mieli mały warsztat krawiecki w ciasnym, ciemnym domku przy ulicy Trou. W czasie wakacyi szkoła była zamknięta a zresztą pilnował jej Mignot, zajęty rankiem łowieniem ryb w poblizkiej rzece Verpille. Nawet, panna Rouzaire wyrzekła się w tym roku zwykłej wycieczki do ciotki, bo chciała należeć do sprawy, w której świadectwo jej tak było ważnem. Simonowa przeto zostawiła wszystkie sprzęty, aby nie przypuszczano, że ucieczką wyznaje zbrodnię i nie ma nadziei powrotu; udała się z Józefem i Sarą na ulicę Trou, z jednym tylko kufrem, jakgdyby wybrała się na letnie mieszkanie do rodziców.
Odtąd Marek codziennie prawie zachodził do