franków, do Maillebois, gdzie miała swój domek. Dwunasty już rok mijał od chwili, kiedy i córka jej, pani Berthereau, wróciła do niej, też jako wdowa, ze swą jedenastoletnią córeczką Genowefą. Przykra to była dla niej nowina, ta nagła śmierć zięcia, urzędnika finansowego, w którego przyszłość niesłusznie wierzyła, bo umarł ubogo i pozostawił jej na karku żonę z dzieckiem. Od owej chwili żyły wspólnie te dwie wdowy, pod dachem małego a ponurego domku, życiem ciasnem, zamkniętem, które coraz to więcej się zwężało przez ścisłe praktyki religijne. Ale mimo to pani Berthereau, którą mąż ubóstwiał, zachowała coś jeszcze z tej słodyczy i rzewności, którą daje ocknienie się do miłości i do życia; wysoka, brunetka, jak matka, miała rysy przygniatającego smutku, oczy zdradzające pokorę, twarz zmęczoną, z której czasami wyczytać było można tę nie wy mówioną rozpacz z powodu utraconego szczęścia.
Przyjaciel zmarłego Berthereau, dawny nauczyciel z Beaumont, Salvan, który był później inspektorem szkół ludowych, zanim został dyrektorem szkoły normalnej, wyswatał małżeństwo Marka z Genowefą, której był opiekunem. Berthereau, który był umysłem bardzo liberalnym, sam nie odbywał praktyk religijnych, ale pozwalał je żonie wykonywać, a z czułości odprowadzał ją nawet na mszę do kościoła. Salvan, który był jeszcze bardziej wyemancypowanym a dowierzał tylko pewności doświadczenia, popełnił również czyn nieroztropny,
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/13
Ta strona została przepisana.