stoi z bronią u nogi, w ciągłem oczekiwaniu i pochłania miliardy. Stworzono też Francyę wojenną, zamiast Francyi postępu, prawdy, sprawiedliwości i pokoju, któraby mogła świat zbawić... I oto mamy takiego Doutrequina, dobrego nawet republikanina, niegdyś stronnika Gambetty, antiklerykała, który przez patryotyzm stał się antisemitą, a wreszcie zostanie klerykałem. Wypalił mi właśnie przed chwilą nadzwyczajną mówkę, echo artykułów z „Le Petit Beaumontais“: Francya przedewszystkiem; konieczność wyrzucenia żydów; poszanowanie armii, podniesione do godności dogmatu; racya stanu oddana na usługi zagrożonej partyi, nakoniec najszersza swoboda nauczania, czyli ofiarowanie zupełnej wolności braciszkom, aby ogłupiali lud. Tak wygląda bankructwo republikańskich patryotów z pierwszych dni po wojnie... A jednak Doutrequin jest człowiekiem uczciwym, doskonałym nauczycielem, dziś już ma pod sobą pięciu pomocników i najlepszą szkołę w Beaumont. Dwaj jego synowie są pomocnikami w naszym departamencie; wiem, że podzielają przekonania ojca z przesadą właściwą młodemu wiekowi. Dokąd zajdziemy, jeżeli taki duch panować będzie między nauczycielami ludowymi?... O, tak, wielki już czas przygotować innych, posłać naszemu biednemu, ciemnemu ludowi cały legion umysłów wolnych, któreby go nauczyły prawdy, jedynego źródła sprawiedliwości, dobroci i szczęścia!
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/143
Ta strona została przepisana.