ma szpetnemi córkami. Każdemu, oczywiście, należy zostawić swobodę przekonań. Wolno Depinvillersowi bywać na mszy, ale nie wynika z tego, aby miał oddawać w ręce jezuitów jeden z naszych średnich zakładów naukowych. A tymczasem ojciec Crabot tak samo panuje w naszem liceum, jak w kolegium Valmarie. Co za ironia losu: świeckie, republikańskie liceum, które zwykle uważają za rywala kolegium braciszków — stało się poprostu jego marną filią! Pięknie, doprawdy, spisuje się nasza republika, oddaje się w uczciwe i pewne ręce! Rozumiem, że Mauraisin pracuje dla przeciwnego obozu, bo ten wiecznie czynny i dobrze płaci.
Gdy Marek zabierał się do wyjścia, Salvan dodał jeszcze:
— Zobaczę się zatem z Le Barazerem... Nie warto go przynaglać, lubi działać we właściwym czasie i przy pomocy własnych środków. Jestem pewny, że uśmierzy Mauraisina a może nawet odda Simonowi ważniejszą usługę. Natomiast radzę panu zobaczyć się z panem Lemarrois, naszym merem i deputowanym, a starym przyjacielem pańskiego teścia. Zna go pan zapewne? Może się nam przydać.
Wyszedłszy na ulicę, postanowił Marek pójść zaraz do Lemarrois. Jedenasta bije, pewno więc zastanie go w domu. Przez ulicę Gambetty, przecinającą Beaumont od liceum do ratusza na dwie części, udał się na sławne miejsce przechadzek, aleję Jaffres, która przerzynała miasto w przeciwnym kie-
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/146
Ta strona została przepisana.