przyjemność czytać obelgi, jakie wydrukuje na mnie „Le Petit Beaumontais“. Strasznie źle wypadła ta sprawa Simona... Gdyby nie wybory! Wystąpiłbym natychmiast otwarcie.
Nagle, wychodząc ze zwykłego spokoju, dodał z gniewem:
— Przytem, niedość było waszemu Simonowi, że nam rzucił na głowy swoją sprawę w chwili tak ciężkiej, jeszcze bierze sobie za adwokata Delbosa, zmorę całego porządnego towarzystwa. To już przechodzi wszelkie pojęcie. Chyba wasz Simon chce być koniecznie skazanym.
Marek słuchał ze ściśniętem sercem, spotykając jeszcze jeden zawód. Lemarrois był przecież uczciwym, dał tyle dowodów republikańskiej prawości!
— Delbos — rzekł nakoniec — jest człowiekiem wielkiego talentu. Mój biedny przyjaciel wybrał go, bo sądził, jak my wszyscy, że jest zupełnie odpowiedni w danym wypadku... Przytem, niewiadomo, czy inny adwokat podjąłby się sprawy...
W strasznych bo czasach żyjemy, świat nikczemnieje.
Lemarrois doznał wrażenia wymierzonego policzka. Poruszył się żywo, ale nie wybuchnął; — uśmiechnął się nawet i rzekł:
— Uważasz zapewne, młody przyjacielu, że jestem zanadto rozsądny? Jak się postarzejesz, zobaczysz sam, że w polityce nie zawsze można godzić czyny z zasadami... Ale dlaczego nie udasz się pan
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/150
Ta strona została przepisana.