nowczo inicyały imienia i nazwiska Simona, E. i S., złączone w monogram.
Od tej pory akt oskarżenia był gotowy. Simon kłamał, gdyż z pewnością wrócił pociągiem, który wychodzi z Beaumontu o wpół do jedenastej i w dwanaście minut przybywa do Maillebois. O kwandrans przed jedenastą był więc w domu a panna Rouzaire zapewnia, że właśnie o tej godzinie słyszała, jak otwierał drzwi, chodził i rozmawiał. Z drugiej strony, nie ulegało wątpliwości, że Zefiryn, odprowadzony o dziesiątej z kaplicy Kapucynów, nie położył się zaraz, lecz układał święte obrazki, które znaleziono w porządku na stole. Zbrodnia zatem zaszła pomiędzy jedenastą a kwadrans na dwunastą, wypadki dały się objaśnić bardzo naturalnie: Simon, widząc u siostrzeńca światło, wszedł, zastał go w bieliźnie, bo chłopiec zabierał się do snu. Zapewne uległ, wobec tego aniołka o wychudłem ciele kaleki, napadowi manii erotycznej. Dowodzono również, że nienawidził dziecka, wściekły, że było katolikiem; robiono nawet przypuszczenia morderstwa rytualnego, bo legenda zapuściła mocne korzenie w umysły tłumów. Zresztą, nie sięgając tak daleko, łatwo było odtworzyć całą scenę: ohydny czyn Simona, opór dziecka, walka, krzyki, przerażenie zbrodniarza, który wpycha w usta ofiary, co ma pod ręką, a gdy gałka z papieru wypadła i wydarł się okrzyk straszniejszy uduszenie. Trudniej dawało się wytłómaczyć, jakim sposobem Simon miał przy sobie numer „Le
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/159
Ta strona została przepisana.