simonistą wobec jednych, antisimonistą wobec innych. Ostatecznie wzburzyła umysły kłótnia z powodu artykułu, jaki ogłosił pewnego dnia „Le Petit Beaumontais“; dowodził on konieczności prowadzenia części badań i przesłuchania niektórych świadków przy zamkniętych drzwiach. Dziennik napewno sam tego nie wymyślił; czuć tu było głęboką, znajomość tłumu, nadzieję, że tajemnica nada oskarżeniu cechę potworną i ułatwi skazanie niewinnego, pod pozorem zarzutów, nieznanych publiczności. Simoniści, poczuwszy niebezpieczeństwo, zaprotestowali, żądali pełnego światła, rozpraw jawnych; antisimoniści zaś przeciwnie, opanowani cnotliwem oburzeniem, krzyczeli, że to skandal, że nie wolno obrażać uszu uczciwych ludzi obrzydliwemi szczegółami, jak naprzykład raport lekarza sądowego, w którym podane były rezultaty sekcyi w sposób niemożliwy do czytania wobec kobiet. Ostatni tydzień upłynął w Beaumont w strasznem zamieszaniu.
Nadszedł wreszcie stanowczy dzień dwudziestego października. Z początkiem roku szkolnego Marek musiał powrócić do Jonville z żoną i córeczką, które pani Duparque i pani Berthereau w tym roku zatrzymały na całe wakacye. Zgodził się na to tem chętniej, że dłuższy pobyt w Maillebois pozwolił mu osobiście robić poszukiwania, niestety, bezskuteczne. Z drugiej strony tyle cierpiał z powodu przymusu, jaki sobie zadawał w domu staruszek, gdzie nie mówiono ani słowa o głośnej sprawie, że z przyjemnością powrócił do swojej cichej szko-
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/176
Ta strona została przepisana.