cia, jako pomocnik w Maillebois z pensyą dziewięciuset franków. Teraz, po sześciu latach pracy, jako rzeczywisty nauczyciel, wydalony został za przewrotny umysł do tego zapadłego kąta i dostawał zaledwie tysiąc franków rocznie, co, po odtrąceniu na emeryturę, wynosiło właściwie siedemdziesiąt dziewięć franków miesięcznie, czyli dwa franki i sześćdziesiąt centimów dziennie. Musiał za to wyżywić żonę i trzy córeczki. To też w starej, wilgotnej ruderze, służącej za szkolę, panowała straszna nędza, gotowano zupę gorszą niż dla psów, dzieci nie miały trzewików a matka sukni. A mimo to rosły długi, groźne, śmiertelne długi, które gubią tylu nędznych urzędników! Jakże bohaterskiej potrzeba było odwagi, aby jaknajlepiej kryć tę nędzę, ukazywać się zawsze w tużurku, chociażby zniszczonym, utrzymywyć się na poziomie uczonego pana, któremu przepisy zabraniają zajmować się handlem, czy jakim innym zarobkiem po za szkolą! Walka, ponawiana codziennie, była cudem woli i energii. Férou, syn pasterza, z wrodzonym żywym i niezależnym umysłem, wypełniał zadanie swe z zamiłowaniem, ale często opornie. Zona jego tłusta, miła blondynka, niegdyś sklepowa, którą poznał u jej ciotki, owocarki w Maillebois a potem, jako uczciwy chłopiec poślubił, gdy mu powiła pierwszą córkę, pomagała mu nieco, zajmowała się dziewczętami, uczyła je czytać i szyć, kiedy on miał na głowie całą klasę urwisów, źle wychowanych, tępych i złych. Jakże miął nie uledz powoli zniechęceniu
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/198
Ta strona została przepisana.