sołej zgody i przywiązania, które tam panowało. Ostatni nauczyciel, Méchain, chory i niedołężny, dokonał swem niedbalstwem upadku szkoły, która z pięćdziesięciu kilku liczyła obecnie zaledwie czterdziestu uczniów. Trzeba było zatem ratować położenie, powrócić zakładowi pomyślność i porządek.
— Achilles Savin! — wołał Mignot.
Powtórzył raz jeszcze, gdyż nie było odpowiedzi, chociaż obydwaj bracia bliźniaki siedzieli w jednej ławce z ponuremi minami i głowami spuszczonemi. Zdawało się, że te ośmioletnie dzieciaki okazują już ostrożność i hipokryzyę.
— Achilles i Filip Savinowie! — wołał znowu Mignot.
Zdecydowali się nareczcie i bez pośpiechu odpowiedzieli razem:
— Obecni!
Zdziwiony Marek zapytał — dlaczego milczeli, skoro usłyszeli wezwanie. Nie mógł jednak nic wydobyć z chłopców, którzy spoglądali z nieufnością, Jakby gotowi do obrony.
— Ferdynand Bongard! — ciągnął Mignot.
Znowu milczenie. Syn chłopa, Ferdynand Bongard, tęgi, dziesięcioletni chłopiec o tępej minie, siedzieł ociężale, oparty na łokciach i zdawał się spać z otwartemi oczyma. Dopiero trącony przez towarzysza, krzyknął z przerażeniem:
— Obecny!
Ponieważ obawiano się jego silnych pięści, ża-
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/241
Ta strona została przepisana.