Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/245

Ta strona została przepisana.

siębrał niczego. Powszechnie udawano zapomnienie, nakazywano sobie milczenie, jakby simoniści i antisimoniści wcale nie istnieli. Marek musiał zrezygnować, błagany przez zawsze pokorną i wystraszoną. rodzinę Lehmanów i przez samego Dawida, który chociaż bohatersko wytrwały, uznawał także potrzebę wyczekiwania. Był przecież na tropie bardzo ważnym, dowiedział się ubocznie i bez pewnych dowodów o wiadomości, którą prezydujący Gragnon pozwolił sobie bezprawnie zakomunikować członkom sądu przysięgłych w czasie ich narady; był to punkt do zupełnej kasacyi sądu, gdyby mógł go poprzeć dowodami. Ponieważ jednak miał świadomość trudnego położenia chwili, pracował w ciszy, nie chcąc obudzić czujności przeciwników. Marek, jakkolwiek bardziej gorączkowy, przyjął tę samą taktykę i udawał obojętność. Sprawa Simona pozostawała w uśpieniu, zdawała się skończoną i zapomnianą a przecież była jak ukryta choroba, jak zatruta, nieuleczalna rana, od której umierał organizm społeczny, ciągle zagrożony złośliwą, śmiertelną gorączką. Jednej niesprawiedliwości Wystarcza, aby zginął od niej lud cały, dotknięty szaleństwem.
Przez pewien czas Marek zajmował się wyłącznie sprawami szkolnemi w przekonaniu, że poświęca swoją pracę dla jedynego sposobu zniszczenia niesprawiedliwości, naprawienia jej i zapobieżenia na przyszłość, zasiewając wiedzę i prawdę w dusze młodych pokoleń. Było to ciężkie zadanie, które-