Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/264

Ta strona została przepisana.

muskanego człowieczka. Gdy odszedł, sam Mignot wzruszył ramionami i szepnął Markowi:
— Poda zły raport, ale dobrze pan postąpił, ten człowiek zgłupiał zupełnie.
Od niejakiegoś już czasu Mignot zbliżył się do Marka, ujęty jego łagodnem a stanowczem postępowaniem. Niepokojąc się jednak o awans, nie podzielał jeszcze we wszystkiem jego zdania, ale będąc w gruncie prawym, ulegał szlachetnemu przewodnikowi.
— O, zły raport! — wesoło powtórzył Marek — nie ośmieli się na nic innego, jak na fałszywe i złośliwe insynuacye. Patrz pan, idzie teraz do panny Rouzaire, tam będzie jak u pana Boga za piecem. Co najgorsza, to, że postępuje tak przez politykę, w chęci wyrobienia sobie stosunków w wielkim świecie.
Mauraisin, za każdą bytnością, obsypywał pannę Rouzaire pochwałami. Chodziła z dziewczynkami sama do kościoła, powtarzała z niemi katechizm, pozwalała mu dowoli wypytywać o religię. Jedną uczennicę miała szczególnie znakomitą, była to Hortensya Savinówna, która przygotowywała się do pierwszej komunii i zadziwiała zawsze inspektora wiadomościami z historyi świętej. Anielka Bongardówna, równie jak brat tępa, mimo bolesnych wysiłków, nie zdołała przyswoić sobie dobrych zasad. Zato świeżo przybyła Lucia Doloirówna zapowiadała uczennicę inteligentną, z której z czasem da się zrobić doskonałą klasztorną dziewicę. Ponieważ lekcye były skoń-