daje zwycięztwo. Na nieszczęście, rodziny uczniów nie przychodziły mu z pomocą. Robiłby większe postępy, gdyby dzieci, wracając do domów, znajdowały u ogniska rodzinnego; dalszy ciąg jego nauk. Działo się wprost przeciwnie: tak naprzykład w dwóch Savinach odczuwał zawsze ponurą i zawistną cierpkość ojca. Zadawalniać się musiał powolnemi zwalczaniem nich popędu do kłamstwa, chytrości i skarżycielstwa. Doloirowie również kosztowali go wiele pracy; August był roztargniony i kłótliwy, Karol powolniejszy, ale zawsze naśladujący brata, — obaj przecie dość byli inteligentni, aby mogli robić lepsze postępy. Z Ferdynandem Bongardem zachodziła innego rodzaju trudność: miał tak tępy umysł, że z niesłychanym wysiłkiem można było wbić mu coś w głowę i zmusić do zapamiętania. W całej klasie, złożonej z pięćdziesięciu uczniów, postępy były mierne, gdy się brało każdego pojedynczo. W całości jednak ten ludek jutra przedstawiał pewną wartość, odkąd Marek wprowadził regulamin prawdy i zdrowego rozumu. Nie spodziewał się zresztą zmienić świat za pomocą jednego pokolenia dobrych uczniów. Może ich dzieci, lub dopiero wnuki dojdą do świadomości, wyzwolą się z odwiecznych błędów: i staną zdolnemi do sprawiedliwości. Praca nauczyciela początkowego jest dziełem skromnem, opartem na cierpliwości i poświęceniu. Marek pragnął dać po prostu przykład życia, oddanego całkowicie cichej pracy nad zgotowaniem lepszej przyszłości. Gdyby inni równie jak
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/272
Ta strona została przepisana.