Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/282

Ta strona została przepisana.

że niewinny cierpi wstrętne tortury na wygnaniu a bezwstydny winowajca tryumfuje, dalej pracując nad zatruwaniem dzieci i nie módz krzyczeć głośno, nie módz udowodnić tego, wobec nikczemnej zmowy wszystkich sił społecznych, samolubnie spiskujących w celu utrzymania potwornej krzywdy! Stracił sen, a tajemnica była mu jak ostrze żelaza, przypominające ustawicznie obowiązek dochodzenia sprawiedliwości. Odtąd nie miał w życiu ani chwili, w którejby nie myślał o swojem posłannictwie, krwawo rozpaczając że nie wie, jak przyspieszyć zwycięztwo.
Nawet u Lehmanów nie mówił Marek o wyznaniu Sebastyana. Dlaczego dawać biednym ludziom niepewną nadzieję? Ciężkie było ich życie: cierpieli ból i hańbę wraz z galernikiem, którego imię, rzucano im jak najwyższą obelgę! Zarobek starego Lehmana coraz bardziej się zmniejszał. Rachela, we wdowiej żałobie, nie śmiała wychodzić z domu, rozpaczała że podrastające dzieci wkrótce wszystko zrozumieją. Marek zatem wtajemniczył w to, co zaszło, jednego tylko Dawida, który zawsze pałał chęcią i wolą udowodnienia i ogłoszenia niewinności brata. Z bohaterskiem poświęceniem dla miłości braterskiej, sam pozostawał na uboczu, w zapomnieniu, unikając starannie rozgłosu, ani chwili jednak nie marnował, pracował ciągle nad sprawą rehabilitacyi brata, która stała się jedynym celem jego życia. Rozmyślał, badał, śledził tropy, których nieraz, od pierwszych kroków trzeba było zaniechać.