Dwa lata nieustannych poszukiwań nie doprowadziły go do niczego stanowczego. Podejrzenie co do wiadomości, nieprawnie zakomunikowanej przez prezydującego Cyragnona członkom sądu przysięgłych w czasie ich rozpraw, stało się pewnością. Wszystkie jednak usiłowania, aby znaleźć dowody, spełzły na niczem i nie przewidywał nawet, w jaki sposób zdoła udowodnić prawdę. Nieznał przecież zniechęcenia; poświęciłby w razie potrzeby dziesięć, dwadzieścia lat, życia, aby znaleźć prawdziwego winowajcę. To też wiadomość, przyniesiona przez Marka, umocniła go w cierpliwości i odwadze. Sądził również, że nie trzeba rozgłaszać wyznania Sebastyana, skoro nie poparte dowodem materyalnym, n nic się przydać nie mogło. Wzbogacił się tylko jedną więcej nadzieją zwycięztwa i dalej poszukiwał spokojnie, wytrwale, bez pośpiechu, działając nieustannie a ostrożnie.
Pewnego poranku, przed lekcyami, Marek postanowił zdjąć nareszcie emblemat, a religijne, które pozostawił dotychczas na ścianie, nad katedrą. Przez dwa lata wyczekiwał chwili, w której stanie się panem położenia o tyle, aby módz tym czynem zaznaczyć niezawisłość wyznaniową szkoły świeckiej. Do tego czasu ulegał chętnie radom Salvana, rozumiejąc potrzebę utwierdzenia się na stanowisku, aby je uczynić placówką bojową. Obecnie czuł się na siłach, aby rozpocząć walkę: czyż nie zapewnił powodzenia świeckiej szkole, zdobywając da niej
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/283
Ta strona została przepisana.