Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/333

Ta strona została przepisana.

który dobre dochody pomnażał zaplata za chrzty, śluby i pogrzeby. Pobity w nierównym pojedynku, nauczyciel doszedł do wściekłości.
— No cóż, panie Saleur — zawołał — karnawał mamy! Czy panu niewstyd należeć do podobnych szkaradzieństw?
Saleur, chociaż w głębi ducha nie trzymał z księżmi, uczuł się dotkniętym. Uważał to za napaść na swoją pozycyę zbogaconego handlarza bydła, który żył z dochodów w pięknym, odnowionym, olejno wymalowanym domu. Starał się też odpowiedzieć z godnością.
— Lepiej nic nie mówić, panie Férou. Ci powinni się wstydzić, co nie potrafili stać się porządnymi ludźmi.
Férou miał odpowiedzieć, oburzony zasadą niskiej moralności, z powodu której tyle cierpiał, gdy wtem ujrzał Jauffre’a i gniew swój zwrócił ku niemu.
— A, kolega nosi ich głupią chorągiew! Piękne zajęcie dla wychowawcy dzieci demokracyi! Wiesz pan przecież zapewne, że o ile proboszcz zyskuje, o tyle traci nauczyciel.
Jauffre, spokojny o swoją pozycyę i zupełnie zadowolony ze swego postępowania, odpowiedział z przygnębiająco wzgardliwą litością:
— Mój biedny kolego, zamiast krytykować