cierpiały nędzę, gdy zaś jego zbraknie, umrą chyba z głodu.
Dowiedziawszy się o zajściu, Marek udał się natychmiast do Salvana. Tym razem „Le Petit Beaumontais“ nie kłamał: dymisya była pewna. Le Barazer był nieubłagany. Gdy zaś Marek prosił starego przyjaciela, aby sprobował jeszcze się wstawić, Salvan odmówił.
— Nie, nie — powiedział smutnie — to zupełnie próżne. Le Barazer musi działać, tak przynajmniej utrzymuje. Jego oportuniczna polityka znąjduje sposobność wygrodzenia się z istniejących, trudności... Pan zresztą nie powinieneś narzekać; karząc Férou, tem samem oszczędzi pana.
Marek zaprotestował, wyrażając zmartwienie z powodu takiego załatwienia kwestyi.
— Odpowiedzialność nie spada na ciebie, moje drogie dziecko, — rzekł Salvan. — Ponieważ klerykałom potrzeba ofiary, rzuca im na pastwę Férou, spodziewając się, że w ten sposób ocali tak dobrego, jak pan, działacza. Jest to rozwiązanie znakomite, jak dowodzono mi wczoraj... Ileż łez, ile krwi popłynąć musi, zanim się zrobi najmniejszy krok na drodze postępu! Ilu biednych poległych padnie, aby napełnić fosę, po której przejdą bohaterowie
Wszystko co mówił Salvan, spełniło się co
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/335
Ta strona została przepisana.