między nimi coś obcego, co przemilczeli, lecz co ich mroziło i wzajemnie wrogo usposabiało. On czuł, że ma obok siebie, w każdej chwili życia, nawet w swoich objęciach istotę obcą, której wyobrażenia i uczucia potępiał; ją — do rozpaczy doprowadzała myśl, że uważaną jest za bezrozumne, szalone dziecko, kochane jeszcze, ale uczuciem, pełnem bolesnej litości. Niedalekiemi były pierwsze gromy.
Raz, gdy w nocy trzymał ją w objęciu, milcząc jak wobec rozdąsanego dziecka, wybuchnęła łkaniem.
— Przestałeś mię kochać! — zawołała.
— Jakto, przestałem cię kochać, dziecko! Dlaczego tak mówisz?
— Gdybyś mię kochał, czy dopuściłbyś, żebym tak cierpiała?.. Godzien więcej oddalasz się odemnie. Uważasz mię za słabą na umyśle, jak gdybym była chorą, lub warjatką. Nie liczysz się już wcale z tem co mówię, zaczynasz nawet wzruszać ramionami... O, czuję dobrze, że cię niecierpliwię, że stałam się dla ciebie kłopotem i zawadą!
Z sercem ściśniętem słuchał, nie przerywając, chciał, by wypowiedziała wszystko, co myśli.
— Na nieszczęście, widzę jasno. Nąjostatniejszym z twoich uczniów interesujesz się więcej, niż mną. Pomiędzy nimi na dole, w klasie, jesteś szczęśliwy, oddajesz się im całą duszą, usi-
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/353
Ta strona została przepisana.